Zgadzam się. I dziwi mnie, że przy aktualnej modzie na "Avengers" ten film ma porównywalnie tak niską notę. Przecież to jest właśnie europejskie "Avengers" - jest Hulk (mr Hyde), jest kobieta w zespole, jest zdrajca (w "Avengers" był on co prawda jedynie pod władzą czarnego charakteru, a tutaj jest szpiegiem od początku, ale to chyba lepiej, bo przynajmniej przez jakiś czas nie wiemy, kto jest po tej złej stronie i film nie jest tak oczywisty), jest luzak (Skinner)... Mamy nawet głębszy, sentymentalny wątek (syn Quatermaina), którego brakuje w marvelowskim filmie o napieprzających się TurboDymoManach. To ciekawe, że są dwa filmy na tak podobnym poziomie, i jeden uważa się za arcydzieło, a drugi za szmirę.

rzeczywiście - dobre porównanie. Może to dla tego, że Liga została zatopiona falą takich hitów, jak pierwsi Piraci z Karaibów, dwie ostatnie cześci Matrixa czy Powrót Króla? Teraz ciężko o naprawdę dobry film i dlatego Avengers jest uznawany za arcydzieło.

Fakt, ciężko się dziwić, przy takiej konkurencji mógł wypaść słabo - choć i tak bawią mnie ludzie, którzy jeżdżą po Lidze jak po łysej kobyle, a nad Avengersami pieją z zachwytu. Myślę, że sława Avengers może wyglądać tak jak ta Avatara - na początku wielki szał, okrzyknięcie innowacyjnym arcydziełem, a potem emocje opadną i większość spojrzy na to dziełko obiektywnie. Choć się na to nie zanosi.